Kraje na południu Europy są bardzo popularnym kierunkiem turystów. Piękna pogoda, ciepłe morze, pyszne jedzenie. Czego chcieć więcej? Są jednak na świecie rejony, które warto zwiedzić, pomimo, że na pierwszy rzut oka nie przyciągają do siebie rzeszy podróżników. I takim rejonem są Kraje Nadbałtyckie. Dziś podpowiem Ci, które miasto wybrać na majówkę: Wilno, Rygę czy Tallin.
Majówkowy trip do Litwy, Łotwy i Estonii kiełkował w umyśle Rafała i moim już od dłuższego czasu. Najpierw miała być to typowo autostopowa wyprawa, potem (z braku czasu) zdecydowaliśmy się na częściowe użycie innych środków transportu (pociąg), natomiast z okazji tego, że zakupiliśmy czerwony samochód, na Georgian Job, stwierdziliśmy, że można by było go wypróbować 🙂 Tak więc problem transportu mieliśmy z głowy – jedziemy czerwoną strzałą!
Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, nasza koleżanka Kasia, z AEGEE-Białystok, nie miała jeszcze planów na majówkę. Pomysł siadł jak kawa w sobotni poranek. Szybki SNAP i już planowaliśmy trasę do Tallina, przez Podlasie.
Ekipa już była, bo Kasia zaproponowała swojemu koledze, Gabrielowi (pozdrawiamy! 😀 ) wspólną podróż. Wszystko dobrze się układało. Aż do czasu…
Żartuję, wszystko dalej dobrze się układało 😉 Razem z Rafałem dostaliśmy urlop w pracy na piątek i sobotę (majówka w 2016 układa się tak fajnie, że biorąc 2 dni wolnego, można jechać w tripa na przynajmniej 5 dni), więc tym nie musieliśmy się już martwić. Największą zagwozdkę sprawiała nam nasza czerwona Corsa, ponieważ nie jechaliśmy nią jeszcze dłuższej trasy, a jednak te ponad 2800km to kawał hektara.
Czwartkowego wieczoru, ok. 20:30, wyruszyliśmy w długo planowanego tripa, bez żadnego planu 🙂 Wiedzieliśmy, że mamy jechać do Białegostoku, potem do Wilna, Rygi i Tallina. I z powrotem 😉 Nic więcej. Ogarnięcie jak podczas pierwszych terminów sesji letniej. Scio me nihil scire.
3:30, parking Biedronki w stolicy podlaskiego. Pierwszy etap przygody za nami. Corsa Red spisała się na medal.
Rano, w Mieście Żubrów, padało. Woda spadała z nieba jak bimber na góralskim weselu. Ale kogo by to obchodziło? Pomimo niezbyt przyjaznej aury byliśmy w świetnych nastrojach i zwinnie wyruszyliśmy do Wilna.
Litwa
Wiedziałeś, że Wilno jest największym miastem krajów bałtyckich? W Polsce sporo słyszy się o tym mieście, pewnie ze względu na powiązania historyczne z naszym krajem. Ale jaka na prawdę jest stolica Litwy?
Napiszę szczerze. Nam się tam nie podobało. Pomimo braku oczekiwań stwierdziliśmy wszyscy zgodnie, że to miasto nie przypada nam do gustu. Zganiamy to na średnio przychylną pogodę, może trochę zmęczenie? Wilno odrzuciło nas przede wszystkim mocno postkomunistyczną architekturą. O ile centrum wygląda ok, tak obrzeża już straszą. Są jednak akcenty warte docenienia.
Co zjeść na Litwie
Podczas drogi, z niezawodnego forum Fly4Free, dowiedzieliśmy się, że tanio i smacznie można zjeść w Kavine-Ceburekine . Nie zawiedliśmy się 🙂 Po skosztowaniu Cepelinai, czyli Cepelinów, oraz Čenachai, czyli Czenachy, humory od razu nam się poprawiły. Zwłaszcza, że za napełnienie brzuchów zapłaciliśmy jakieś… 3,5€, z kompotem rodzynkowym 🙂 Było pysznie. Panie mówią też po polsku, dzięki czemu dowiedzieliśmy się, co lokalnego zamówić.
Góra Giedymina
W Wilnie, na Starym Mieście, możesz znaleźć wzgórze Giedymina. Jest to niewielkie, ufortyfikowane wzniesienie, z którego widać panoramę całego miasta. Bardzo ciekawym faktem jest podział miasta na 2 części: starszą, bardziej zabytkową oraz nowszą, z wieżowcami i korporacjami. Doskonale widać to po wejściu na Pilies kalnas.
Centrum
Trochę wstyd było się nie przejść pod Ostrą Bramę 😉 W końcu Mickiewicz o niej pisał. W centrum Wilna jest kilka fajnych budowli, na które warto zawiesić oko.
Ta podróż to był wyjazd niskobudżetowy. Corsa na gaz ;), pasztet w plecaku, no i jeszcze jedno – spanie w namiocie.
Późnym popołudniem wyjechaliśmy z miasta, żeby znaleźć jakieś bezpieczne miejsce, aby rozłożyć nasze przenośne domki. Okazało się to jednak dosyć trudne. Szukaliśmy przestrzeni przy jakimś jeziorku, zalewie. Niestety, albo nie dało się tam dojechać, albo było zajęte. Tutaj też zauważyliśmy pewną niechęć mieszkańców litewskich wsi do Polaków – jeden kierowca, po zauważeniu polskiej rejestracji, rzucił na nas tak agresywny wzrok, że woleliśmy się szybciej oddalić 😉 Finalnie wylądowaliśmy na niewielkiej drodze, między polami. Noc była średnio spokojna, ze względu na światła w oddali, a także chłód. Okazało się, że w nocy był przymrozek i nasze namioty lekko zamarzły 😉 Dobrze, że mieliśmy ze sobą auto i o brzasku mogliśmy się szybko ogrzać. Za to mieliśmy doskonały widok na wschód słońca 🙂
Tuż po przebudzeniu i krótkim śniadaniu po drodze, udaliśmy się do kolejnego państwa, Łotwy.
Jeśli nie czujesz się komfortowo ze spaniem pod namiotem, wolisz zapłacić i mieć zapewnione miejsce do spania – serdecznie polecam Ci AirBnb. Jest to platforma, dzięki której możesz znaleźć komfortowy nocleg w lokalnym stylu, np. w… mieszkaniu lokalnego gospodarza! 🙂 Przez Airbnb możesz wynająć od kogoś dom, mieszkanie, apartament i dzięki temu zostać w mieście, w domowych warunkach, często w bardzo dobrych cenach i do tego z „lokalsem” pod ręką, który pomoże przy znalezieniu dobrego jedzenia czy świetnego miejsca na piwo. Polecam, korzystałem wielokrotnie, m.in. w Zadarze, Tel Avivie czy na Gran Canarii 🙂
Jeśli do rejestracji użyjesz tego linka: bit.ly/ZniżkaAirBnB to otrzymasz 10% zniżki na pierwszą rezerwację, a ja 75zł, jeśli opłacisz swoją pierwszą rezerwację. Win-win 🙂 Zachęcam Cię więc do sprawdzenia AirBnb!
Łotwa
Łotwa przywitała nas piękną pogodą. Świeciło słońce, temperatura była całkiem przyjemna, więc od razu nastroje się poprawiły 🙂 Mknęliśmy całkiem przyjaznymi drogami, aż do samej Rygi. Jako ciekawostkę mogę dodać, że na łotewskich ulicach jeździ… mnóstwo BWM! Niespotykane ilości. W sumie na Litwie też, ale Łotwa pod tym względem przegania chyba same Niemcy 😉 Corsa dawała jednak radę i nie odstawaliśmy od innych zachodnich maszyn.
Ryga, kolejna bałtycka stolica. Po przejechaniu kilka minut miastem byliśmy… zachwyceni! Zawsze myślałem, że im dalej na północ (aż do Skandynawii), tym państwa są biedniejsze i gorzej wyglądają. Jakże się myliłem! Ryga to piękne i nowoczesne miasto. Mnie zachwyciło nowoczesnym budownictwem pomieszanym z tym postkomunistycznym, ale w innym, lekko stuningowanym wcieleniu. Zmiana w stosunku do Wilna, jak zima w Polsce i Arabii Saudyjskiej – nie ma problemu, żeby wytrzymać tak całe życie, ale po co? 🙂
Myślę, że na nasze postrzeganie Rygi miał wpływ jeden, bardzo istotny fakt. Udział we Free Walking Tour. Jeśli nie znasz tego typu zwiedzania miasta to zmień to! Natychmiast! Wiele tracisz 🙂
Nasz przewodnik, Chris, oprowadził nas po mniej znanych zakątkach Rygi. Odeszliśmy ze ścisłego centrum, żeby dowiedzieć się trochę o historii miasta, poznać lokalne potrawy i zobaczyć miejsca, do których byśmy nie zajrzeli. Nie będę spoilował, koniecznie wybierzcie się z nimi na spacer po Rydze 🙂
Co zjeść na Łotwie
Po szybkim reaserchu i dzięki radzie Chrisa, postanowiliśmy się wybrać na obiad do lokalnej knajpy, nieopodal rynku, o nazwie FolkKlubs Ala . Z Kasią obraliśmy świetną taktykę (którą też często praktykowałem z Karoliną, m.in. w Budapeszcie) zamawiania 2 różnych dań i potem jedzenia tego na pół. Dzięki temu małym kosztem możemy spróbować większej ilości potraw 🙂 Polecam tę metodę! My poprosiśmy o Pelēkie zirņi, co okazało się czymś w rodzaju gulaszu z dużą ilością grochu w skórce z chleba (całkiem smaczne 🙂 ), a także zupę dnia, w naszym przypadku gulaszowa z warzywami i mięsem. Bardzo smaczna 🙂 Chłopaki wzięli zapiekankę z cukinią oraz mięsko i warzywa na patelni w stylu sauté. Za dania Poli i moje, po podzieleniu na 2, wyszło 3,6€. Polecam vol. 2 🙂
Hala Targowa
Na uboczu centrum, tuż przy rzece Dźwinie, znajduje się Hala Targowa. Dowiedzieliśmy się o jej istnieniu na FWT. I całe szczęście, bo jest super! Centrāltirgus to właściwie zespół kilku budynków, w którym możecie kupić rozmaite pyszności. Od ryb, przez świeże warzywa i owoce, po nabiał i słodycze. Ostrzeżenie! Nie idź tam głodny 🙂 Grozi pustką w portfelu! 🙂 Dowiedzieliśmy się, że lokalnymi przysmakami są: woda z syropu z lipy, a także kārums, czyli batonik z twarożkiem/serkiem w środku. W smaku podobne do węgierskiego turo rudi.
Klimat
Faktem jest, że niektóre miasta mają klimat. W powietrzu czuć, że fajnie sobie pochodzić po małych uliczkach, siąść przy kawie/piwie w knajpce i popatrzeć na przechodzących ludzi czy odetchnąć nad rzeką. Dokładnie tak jest w Krakowie (oprócz oddychania). W Rydze także 🙂 Stwierdziliśmy nawet, że to jest miasto, w którym fajnie by było zamieszkać przez jakiś czas, np. pół roku (dobra destynacja erasmusowa!). Zobaczyć jak się żyje, poodkrywać zakamarki i ciekawe knajpki. Jeśli mieszkałeś kiedyś w Rydze to daj znać w komentarzu! 🙂
Jeszcze przed zachodem słońca wyjechaliśmy z miasta, żeby rozbić namioty… nad morzem!
Jedno z moich marzeń się spełniło. To co się wydarzyło przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Znaleźliśmy małą drogę, ciągnącą się wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego. Zatrzymaliśmy się tuż obok plaży, bezpiecznie zaparkowaliśmy samochód i rozbiliśmy obozowisko. Cudowny zachód słońca, szybka kąpiel w chłodnej 😉 wodzie, ognisko. Niesamowite! Polecam (vol.3) każdemu to przeżyć. Do tego moment, kiedy się budzisz, otwierasz namiot, wystawiasz głowę na zewnątrz i dostrzegasz morze. Delikatny wietrzyk smaga Twoją zaspaną twarz. Od razu chce się żyć!
Rano szczęście nas rozpierało. Nie zmarzliśmy ;), pogoda znów dopisywała, a dziś mieliśmy dotrzeć do celu naszej wyprawy – Tallinna. Trochę spóźnieni ruszyliśmy w stronę Estonii. Talliński Free Walking Tour zaczynał się o 12. Niestety, już w trasie wiedzieliśmy, że na niego nie zdążymy. Zdecydowaliśmy się jednak nie spieszyć i nie stresować, jak maturzysta przed egzaminem z matematyki. W końcu to przygoda 🙂 Bez zbędnego napięcia, choć z małym niedosytem, dojechaliśmy do Estonii.
Estonia
Najbardziej wysunięte na północ bałtyckie państwo zaskoczyło nas swoim ułożeniem. Elegancją. Prostotą. Czystością. Jest bardzo skandynawska pod tym względem. Wszystko dopieszczone, drzewka przycięte, 0 śmieci na chodniku. Super! Mają też milion różnych znaków. Ostrzegające przed wiewiórkami, łosiami, jeleniami… Deszczem, matkami z dziećmi, starszymi… Śmieszna sprawa 🙂
Dojeżdżając do Tallina wiedzieliśmy, że “to jest to!”. Kolejne fajne państwo, z super atmosferą, ale inną. Piękna zabudowa, typowo nadmorskie miasto, świetnie zlokalizowane centrum. Klasa.
Wieża widokowa
Po zaparkowaniu auta udaliśmy się od razu na rynek (czy starówkę, co kto woli. My wolimy rynek! 😉 ). Po drodze weszliśmy na wieżę widokową, skąd rozciąga się panorama na cały Tallin. Na pewno zobaczycie wieżę, koniecznie na nią wejdźcie! 🙂
Sobór św. Aleksandra Newskiego
Tuż obok rynku znajduje się Sobór św. Aleksandra Newskiego, monumentalna cerkiew, tuż obok małego parku. Fajnie jest się tam przejść, zobaczyć piękną budowlę i pochillować na ławeczce.
Co zjeść w Estonii
Jedno z największych zaskoczeń tego wyjazdu. Po wizycie w Tallinnie odpowiedź jest tylko jedna. Coś absolutnie wyjątkowego. Łosia.
Tak, chodzi o łosia. Nie łososia. Wielkie zwierze, chodzące po bagnistych lasach, z wielkim łopatami (rosochami) na głowie. Nawet nie wiedziałem, że to zwierze można bezpiecznie jeść 😉
A takich cudów spróbujesz w III Draakon, w budynku Ratusza. Doskonała zupa z łosia za 2€, podana w glinianem misce, bez łyżki 🙂 Do tego żeberka z łosia, trochę kosztowne, bo 10€, ale jakże smakowite! Bułeczki z ciasta francuskiego, z nadzieniem z łosia, dzika i wołowiny – pycha! Kiełbasa z łosia, ogórki, które samemu trzeba wyłowić z beczki i doskonałe piwo, podane w dzbanie – rozpływaliśmy się! Genialne miejsce, zdecydowanie must see w Tallinie.
Znów pod wieczór, zadowoleni, najedzeni, z zakupionymi estońskimi słodyczami (zefirki i marcepan, który okazało się, był wynaleziony właśnie w Estonii! Dzięki Andrzej! 🙂 ) ruszyliśmy, nad (tym razem) estońskie morze, obozować. Warunki były podobne, albo nawet lepsze niż dnia poprzedniego – świetna pogoda, piaszczysta plaża, cudowny zachód słońca. Żyć nie umierać. Lepiej czuli się chyba tylko łowcy okazji na promocji torebek Wittchena w Lidlu.
Nasza majówka dobiegała końca 🙁 Smuteczek. Kolejny dzień poświęciliśmy na długi powrót w do Białegostoku. Szło nam całkiem dobrze i jeszcze przed zmierzchem dotarliśmy na północny wschód Polski.
Co do Białegostoku. Kolejny zaskoczenie. Pozytywne. Miasto jest na prawdę piękne! Kasia pokazała nam kilka niezwykłych miejsc, m.in. Pałac Branickich, który zauroczył nas. Fajnie było też zobaczyć prawdziwego żubra 🙂 Choć nie w Puszczy Białowieskiej, a w miejskim zoo, które jest darmowe dla odwiedzających 🙂 Widziałeś kiedyś żubra? Nie? To wejdź na stronę lasów państwowych, gdzie możesz podejrzeć te piękne istoty na żywo, prosto z puszczy 🙂 . Zdecydowanie warto wrócić na dłużej do Białego!
Po szybkiej, ale jakże ciekawej rundce, po mieście pełnym parków i zieleni, zasnęliśmy w mgnieniu oka. Rano ruszyliśmy z powrotem do Krakowa, tym razem przez Lublin i Rzeszów, aby ominąć pomajówkowe korki na trasie z Warszawy do stolicy Małopolski.
Wilno, Ryga, Tallin – które miasto wybrać na majówkę?
Najlepiej wszystkie 3. Jeśli już wybieramy się na północ to nie ma sensu się rozdrabniać 😉 Wszystkie 3 miasta warto zobaczyć i zostać na dłużej niż my. Ale jeśli miałbym wybierać, to stawiam na… Rygę. Ta stolica najbardziej mnie zaskoczyła i oczarowała. Atmosfera tam jest do prawdy wyjątkowa. Tallin też jest super 🙂 Ciężko zdecydować.
Kraje bałtyckie wciągają. Myślę, że będą stawały się coraz bardziej popularnymi kierunkami podróży. Majówka w tamtych rejonach była świetnym pomysłem, wyszło znakomicie, będziemy tęsknić! A Ciebie, drogi Czytelniku, zachęcam do odwiedzenia Litwy, Łotwy i Estonii, zanim inni odkryją jak piękne są to okolice 🙂 Mam nadzieję, że tym wpisem pomogłem Ci w wyborze, które miasto: Wilno, Rygę czy Tallin wybrać na majówkę.
Na koniec dodam jeszcze jedną rzecz, która bardzo nas zdziwiła. W sumie to najpiękniejszym krajem, przez który przejeżdżaliśmy była… Polska. Jak tylko wjechaliśmy do naszego państwa to ujrzeliśmy cudowną zieleń, zadbane pola, zapierające dech w piersiach lasy… Cudze chwalicie, swego nie znacie!
P.S Polecam zapisać się do naszego newslettera. Niedługo ukaże się tam pełny kosztorys naszej majówki, więc dowiesz się, ile nas ona wyniosła 🙂
P.S 1 Dziękuję moim współtowarzyszom podróży za tę super przygodę oraz użyczenie zdjęć 🙂
Grzegorz Górzyński